Jakiś czas temu spotkałam koleżankę. Przyznam szczerze, że kilka lat temu nazwałabym ją przyjaciółką, ale (nie)stety nasze drogi się rozeszły i teraz co najwyżej mogę ja nazwać koleżanką. Nasze spotkanie trwało raptem 2 minuty, bo tyle zostało do mojego autobusu, ale zdążyłyśmy zamienić kilka zdań na temat fitnessu. Spytałam, czy chodzi na zajęcia prowadzone w naszym miasteczku, bo słyszałam o nich same pozytywne komentarze.
- Oczywiści, najbardziej lubię Zumbę - odpowiedziała.
Ja stwierdziłam, że to niestety nie dla mnie, bo co tu dużo mówić - nie bardzo mam poczucie rytmu i te bardziej taneczne zajęcia do moich ulubionych nie należą.
W odpowiedzi usłyszałam coś co doprowadziło do tego, że prawie mnie zamurowało:
- Skoro nie masz poczucia rytmu - to fitness w ogóle nie jest dla Ciebie!
Całe szczęście nadjechał autobus...
Wsiadłam do niego i zaczęłam myśleć. Nie dla mnie? To co ja robiłam przez ostatnie 9 miesięcy? Chodziłam przecież na fitness, byłam bardzo zadowolona nie tylko z efektów, ale też z samych zajęć - nikt mnie zresztą z nich nie wyrzucił, więc chyba nie było aż tak źle ;) Co prawda zamieniłam aktualnie fitness na siłownię, ale nie dlatego, że fitness był dla mnie, bo nadal zdarza mi się skoczyć na zajęcia od czasu do czasu. Dlaczego więc wybrałam siłownię? Ponieważ stwierdziłam, że nowe, postawione przed sobą wyzwania - lepiej będzie mi osiągnąć na siłowni i była to całkowicie dojrzała decyzja :)
Prawda jest taka, że siedząc w autobusie czułam narastającą złość. I w konsekwencji tego - powstał ten post. Podsumowałam więc ostatnie 11 miesięcy przemiany - pracuję co najmniej 8 godzin dziennie, na dojazdach do pracy spędzam często około 1,5 h. Uczę się niemieckiego i angielskiego, a mimo to znajduję czas, żeby 3 razy w tygodniu wyskoczyć na siłownię (wcześniej fitness) i do tego poćwiczyć w pozostałe dni w domu. Nie jest więc chyba tak źle. Ogólnie rzecz ujmując - dla chcącego - nie ma nic trudnego, wystarczy zacząć!
Mimo tego, że rozmowa ta bardzo mnie rozdrażniła - uznałam, że może być świetną motywacją do dalszej pracy. Chciałabym schudnąć jeszcze 6 kilogramów i jeśli moja wiara w siebie ma wynikać z chęci pokazania koleżance, że nie tylko ona może wyglądać fantastycznie - to niech tak będzie.
Wam też życzę, żeby nikt nie zachwiał waszej wiary w siebie i wasze możliwości, bo siłę do walki możemy czerpać nawet z takich sytuacji. Ja już udowodniłam sobie, że potrafię walczyć - teraz mogę pokazać też innym, że nic mnie nie zatrzyma ;) Oczywiście to wszystko potraktujcie tak z przymrużeniem oka, bo walka o lepszych siebie powinna być przede wszystkim dla Was nie dla innych, ale jeśli takie rzeczy nas bolą - przekujmy je we własną motywację!!!
I pamiętajmy - FITNESS JEST DLA WSZYSTKICH!!! Mnogość zajęć sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie, a jeśli ktoś mówi wam inaczej - to znaczy, że ma bardzo wąskie horyzonty.
I pamiętajmy - FITNESS JEST DLA WSZYSTKICH!!! Mnogość zajęć sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie, a jeśli ktoś mówi wam inaczej - to znaczy, że ma bardzo wąskie horyzonty.
Powodzenia!
Niepotrzebnie się tylko denerwujesz. Swego czasu chodziłam na zajęcia fitness i każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie (pilates, TBC, zumba i można by tak w nieskończoność). Także Twoja "koleżanka" jak widać ma mocno ograniczone pojęcie o fitnessie :))
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym co napisałaś w 100% i chyba właśnie to mnie tak bardzo zdenerwowało - bo takimi komentarzami możemy zniechęcić osoby, które na fitnessie jeszcze nie były. Ja również uważam, że różnorodność zajęć pozwala każdemu znaleźć coś dla siebie :)
UsuńDaj sobie spokój z tą zołzowatą koleżanką, która plecie to, co jej ślina na język przyniesie.. Jasne, że fitness jest dla wszystkich... ;) Nie ma co się przejmować osobami, które mają zielonego pojęcia o nim i tak jak moja poprzedniczka napisała- są mocno ograniczone ! Rób dalej to co uważasz za słuszne, powodzenia ! ;*
OdpowiedzUsuńKażdy ma taką "przyjaciółkę" ;) poczytaj o mojej http://fit-jzet.blogspot.com/2013/08/przerwa-w-treningu.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Julka