Witamy po bardzo długiej przerwie. Bardzo przepraszamy, że tak wyszło, ale okazało się, że prowadzenie bloga i jednoczesne dbanie o linię przy "normalnym" trybie życia, czyli pracy po 10 godzin i przygotowaniach do ślubu - to za dużo. Ale mamy nadzieję, że teraz nam się uda!
Nie pracujemy już po 10 godzin (pewnie chwilowo), bo udało nam się skończyć projekty, które zaczęliśmy realizować przed ślubem, więc i czasu jest więcej.
Nie zrezygnowaliśmy też z wypracowanych nawyków, chociaż trochę sobie pofolgowaliśmy podczas podroży poślubnej. Niemniej - wracamy z kolejna porcja pomysłów na to jak można razem żyć zdrowiej.
W tzw. międzyczasie
Ale na początek opowiemy może o tym co działo się u nas w tak zwanym międzyczasie. Na pierwszy ogień pójdą wyniki, co prawda nie udało nam się osiągnąć wymarzonych efektów, ale i tak było nieźle.
Pan Młody w dniu ślubu ważył ok. 94 kg, ale i tak wyglądał w moich oczach fantastycznie ;)
Ja natomiast ważyłam 60,7 kg.
Wyniki pewnie byłyby lepsze, gdyby nie ciągła praca i załatwianie ostatnich rzeczy przed ślubem.
Ale udało nam się zainwestować trochę pieniędzy w rowery - więc teraz możemy korzystać z inwestycji, by dojść do idealnej wagi.
Mimo napiętego harmonogramu przed ślubem staraliśmy się również dokumentować to co jemy (oczywiście te ciekawsze pomysły), więc uzbierała nam się pokaźna lista potraw, które mamy nadzieje stopniowo wrzucać na bloga.
A co do samego ślubu...
Było fantastycznie - pogoda dopisała, goście również - nie było żadnych problemów! No i podróż poślubna - też wypadła fantastycznie - udało nam się pojechać w ukochane Tatry i na chwilę skoczyć nad jeziora - słowem - rewelacja. (Wieczorem wrzucę jakieś zdjęcie z widokiem na ukochane góry.)
A Was proszę o dalsze wsparcie i wspólną walkę z nadmiarem kilogramów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy, że tutaj jesteś.
Zostaw komentarz - to bardzo motywuje do dalszej pracy!