Ślub za pasem, ale nie chcemy usiąść na laurach. Dlatego też postanowiliśmy nie luzować :) Tym bardziej, że pogoda w te wakacje sprzyja uprawianiu sportu. Ponieważ bardzo lubię przebywać na świeżym powietrzu i w ostatnim czasie zaopatrzyłam się w rower, więc wykorzystuję piękna pogodę.
Mój rower :)
Moje minimum to 100 km na tydzień. Nie jest to być może oszałamiająca ilość, ale na początek może być.
M. natomiast tak się wkręcił w siłownię, że jest na niej prawie codziennie. To prawie bierze się z tego, że czasami zamiast siłowni namówię go na rower ze mną.
Jak to wygląda w praktyce?
Wracamy do domu około 16, robimy obiad (lub odgrzewamy przygotowany wcześniej), godzinka odpoczynku i około 18 ja wsiadam na rower, a M. leci na siłownię.
Każde z nas stara się spędzić przynajmniej 1,5 godziny na treningu - i jak na razie nam się to udaje!
Ponadto z uwagi na fakt, że mieszkamy niedaleko gór - weekendy spędzamy na pieszych wędrówkach po Beskidach (i nie tylko). Zresztą przy okazji powrotu z podróży poślubnej tak sobie pomyślałam, że piszemy tu o różnych rzeczach, a całkiem pominęłam swoją największą pasję, jaką są GÓRY. Dlatego też postanowiłam od czasu do czasu wrzucić relację z naszej wycieczki.
A na koniec taki miły akcent muzyczny.
A na koniec taki miły akcent muzyczny.
100 km na tydzień to fajny wynik :) Miło spędzać czas z ukochanym podczas treningów :)
OdpowiedzUsuńostatnio odkryłam Wasz blog dopisalam go do listy blogow fit
OdpowiedzUsuńwww.blogifit.blogspot.com
bedzie mi bardzo milo jak umiescicie banerek z aktywnym linkiem do spisu :)